Martwa natura to malarski gatunek posiadający bogatą historię, który wyrósł z zainteresowania rzeczywistością otaczającą człowieka. W historii sztuki pełnił różne funkcje – podsumowywał widzialny świat, przypominał o przemijalności życia.
Agnieszka Kulazińska
Martwe natury Marcina Zawickiego wbrew podjętemu tematowi, nie odtwarzają zewnętrznego świata. Symulują realność, tworzą uniwersum rządzące się własnymi regułami. Najnowsze obrazy prezentowane na wystawie „The Fall” w sopockim PGS, wprowadzały w wykreowany przez artystę świat. Zawicki ukazywał jego tajemnice z pasją godną naukowca. Oglądając obrazy, początkowo trudno było określić źródło barwnego chaosu. Po chwili z wielobarwnej magmy wyłaniały się znajome elementy – żółta głowa chrabąszcza, niebieska ręka z szablą, ogon dinozaura, kawałki sztucznych roślin – fragmenty plastikowych zwierząt, dziecięcych zabawek. Kompozycje z nich stworzone umieszczone były w centrum płótna, zawieszone w abstrakcyjnej przestrzeni. Odtworzone na obrazie sprawiały wrażenie naukowych eksponatów, poprzecznych przekrojów, wycinków większej rzeczywistości. Charakteryzował je barokowy przepych i pasja zbieractwa godna twórców nowożytnych kunstkamer.
Zawicki stopniowo odsłaniał przed odbiorcą sekrety wykreowanych przez siebie światów, ukazywał ich sekrety z mikro i makro perspektywy. Na wystawie obok obrazów zaprezentowane zostały także obiekty, modele będące punktem wyjścia do malarskich kompozycji. Jedno z pomieszczeń sali wystawowej artysta poświęcił bohaterom swoich prac. Tu malarska intryga stawała się jeszcze bardziej czytelna. Plastikowe zwierzaki, dziecięce zabawki, ustawione w szeregu na półce obiegającej salę podążały w jednym kierunku, niczym do współczesnej Arki Noego. W obrazach ważną rolę odgrywało światło, które wydobywało surrealistyczne realności z ciemnego, abstrakcyjnego tła. Oglądając obrazy trudno było jednoznacznie ustalić jego źródło. Na jednych kompozycjach wydawało się być ono umiejscowione poza ramą obrazu, na innych jego źródłem stawała się wykreowana widzialność.
Sceny przedstawione przez Zawickiego bawiły i niepokoiły zarazem. Znajome elementy tworzyły nieznajomą całość, sztuczne światło potęgowało poczucie tajemniczości. Ich atmosferę najlepiej oddaje kategoria estetyczna niesamowitości. Charakteryzują ją rodzaj intelektualnej niepewności, mieszanina poczucia bliskości i obcości powodująca dysonans poznawczy, przyciągająca i odpychająca zarazem. Ernst Jentsch, twórca terminu w eseju On the Psychology of the Uncanny pisał „W opowiadaniu historii jednym z przydatnych narzędzi, tworzenie „niesamowitości” (uncanny) jest zostawienie czytelnika niepewnym czy bohater jest człowiekiem czy automatem. Przy czym czytelnik nie jest skupiony na swojej niepewności, a zatem trudno mu wyjaśnić źródło jego stanu”. Robotykom teoria niesamowitości posłużyła do stworzenia hipotezy „doliny niesamowitości”, która opisuje próg realizmu w zachowaniu i wyglądzie robotów. Jego przekroczeni wywołuje uczucie lęku, obrzydzenia i odrazy. Im robot staje się bardziej ludzki, tym bardziej niepokoi. Zjawisko to zaobserwował i opisał japoński robotyk Masahiro Mori. „Kiedy widzimy obiekt, natychmiast pociąga on nas lub odpycha. Są śliczne wypchane zwierzaki i te „straszne lalki”, których nikt nie położyłby na swojej sofie” – stwierdzał Mori w jednym z wywiadów. Czym są martwe natury Marcina Zawickiego – koszmarem post-ludzkiej rzeczywistości, wysypiskiem cywilizacji, symulacją realności czy apokaliptyczną wizją świata, sztucznego, gdyż pozbawionego naturalności a co za tym idzie pełni – uszkodzonego, zdewastowanego na skutek działalności człowieka? Na ostatnią interpretację wskazywałby tytuł wystawy.
W obrazach Marcina Zawickiego sztuczność rządzi się naturalnymi prawami, chaosu, rozpadu i nowego porządku. Plastikowe części zabawek wydają się pokonane przez naturę, pokryte mchem, grzybami. Jednak i one przy bliższym poznaniu okazują się sztuczne.
Marcin Zawicki, „The Fall”, Państwowa Galeria Sztuki, Sopot, wrzesień-listopad 2012.