ŚLISKIE PĘPOWINY ŚWIATA:

„Homoiomerie” i „Sporysz” Marcina Zawickiego.

 

Twórczość Marcina Zawickiego postrzegam jako subwersywny i szalenie aktualny głos w kontekście sztuki operującej formami organicznymi oraz odwołującej się do idei natura naturans Barucha Spinozy. Organiczność to zjawisko, które eksponuje przede wszystkim procesy zachodzące w naturze¹. Już Johann Wolfgang Goethe uważał, że postrzegając formy organiczne nie znajdziemy w nich niczego spokojnego i statycznego, lecz przeciwnie – dostrzeżemy nieustanny ruch². Podobnie rzecz się ma z obrazami Zawickiego: pulsuje w nich życie, a z zarodków wykluwa się nowy mikro- i makrokosmos. Mimo statyki medium, w którym artysta pracuje, przedstawienia te optycznie tętnią zmianą, emanują procesualnością i „prężą się” przed oczami odbiorców. Ich subwersywność w relacji do tradycji artystycznej polega jednak na tym, że nie ma już dziś czystej natury, a więc widoczne na płótnach hybrydalne stwory, rośliny czy organizmy są produktami naturykultury³ – „należy wreszcie oswoić się z tym, że nie ma ‘powrotu do natury’”⁴. Na niektórych obrazach Zawickiego kłącza rozsadzają glebę, mieszają się z odpadkami cywilizacji, wyrzuconymi zabawkami i pędami grzybni, rozrastając się w blasku dziwacznego światła o nieokreślonym źródle. Z dzisiejszej perspektyw fenomen natura naturans uwzględnia zatem proces mieszania i przenikania się natury i kultury – artysta uwidacznia ten aspekt także w „katalogującym” i porządkującym sposobie przedstawiania „zmiksowanych” ze sobą elementów (roślinne pędy obok plastikowych odnóży smoków czy dinozaurów), prezentowanych na „półkach”, w „gablotach” lub jakby kolekcjonowanych na kartach tajemniczego zielnika. Ów nieustanny ruch, wskazany już przez Goethego, wymaga przecież zdystansowanego i obiektywizującego spojrzenia, by – chociaż pozornie – owe procesy spod znaku natura kulturans czy kultura naturans zrozumieć.

W Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu Zawicki prezentuje dwa najnowsze cykle malarskie „Homoiomerie” oraz „Sporysz”. Obrazom towarzyszą instalacje i obiekty, które artysta tworzy, by na ich podstawie budować wizualny, bardzo osobliwy świat swoich płócien. Jak pisze w tekście komentującym te prace: „Homoimerie, termin wprowadzony przez pierwszych filozofów badających naturę rzeczywistości, najprawdopodobniej przez Anaksagorasa, oznacza zarodki wszystkich rzeczy; podstawowy budulec wszechświata.” Zawicki maluje zatem owe zarodki, koncentrując się na procesach zachodzących w naturze, kłączeniu i dynamicznym rozprzestrzenianiu się roślin oraz innych organizmów. W mikrokosmosie jego twórczości wyrastają grzybnie, jakieś tkanki, rozgwiazdy, pęcherzyki, muszelki, mitochondria, koralowce, odnóża (także ludzkie), zwoje mózgowe lub pędy – nie możemy mieć pewności, czy oglądamy ów fenomen organiczności pod mikroskopem czy w jego naturalnej skali. Zawicki – podobnie jak Olga Tokarczuk opisująca wieś Prawiek – jest wyczulony na obecność biomorficznego świata: „Grzybnia rośnie pod całym lasem, a może nawet pod całym Prawiekiem. Tworzy w ziemi, pod miękkim poszyciem, pod trawą i kamieniami, plątaninę cienkich niteczek, sznurków i kłębków, którymi omotuje wszystko.”⁵ Malarz operuje pojęciem zarodków, pisarka zaś w taki sposób dalej charakteryzuje grzybnię: „podobna jest pleśni – biała, delikatna, zimna – księżycowa podziemna koronka, wilgotne mereżki plechy, śliskie pępowiny świata.”⁶

W niektórych obrazach Zawicki inwentaryzuje biomorficzne formy niczym w gabinecie osobliwości, „ustawiając” je na namalowanych półkach i kreując tym bardziej wymowne napięcie między naturą a kulturą. Kompozycje z serii „Homoiomerie” i „Sporysz” zachowują przy tym swoją niezwykłość, tajemniczość i nieprzystępność, a jednocześnie stanowią próbę „katalogowania” ekspansji hybrydalnych form, które rozradzają się wokół nas w lasach, na śmietniskach, we wszystkich miejscach, w których dochodzi do fuzji śladów ludzkiej obecności i potencjału przyrody.

Artysta – oprócz celnego wyboru motywów – ma także świadomość malarskiego medium: materialność farby potrafi bowiem doskonale przełożyć na mięsistość biologiczności i/lub iluzjonizm w stylu trompe-l’oeil. Śliskie zdają się same ślady pociągnięć pędzla, który był prowadzony z nieomylną pewnością, by przekonująco zamienić farbę na organiczne, heterogeniczne formy, pysznie rozradzające się na płaszczyznach. Jest w tym malarstwie wytworne wyrafinowanie, duszne i wilgotne piękno mchów, w których wiją się jakieś wężowe kształty, gąsienice, jelita czy mózgowe zwoje. Dekoracyjność wydaje się wręcz perwersyjna, a wrażenie to koreluje z erotyzmem i fallicznością poszczególnych form, rozsiewających swoje nasienie. Obserwujemy liczne wytryski i wycieki, dysponujące mocą zapładniania (wyobraźni).

Czasami pachnie także pleśnią, a – gdy dobrze natężyć – słuch – można wysłyszeć pękanie nasion i prężenie się zarodków, które właśnie rozsadzają chroniące je powłoki. Śliskie pępowiny świata ocierają się o siebie, wysuwając na powierzchnię swoje „czułki” i parzydełka niczym biomorficzne peryskopy. Parafrazując słowa Michaela Podro⁷, dotyczące martwych natur Chardina, powiedziałabym, że połysk dżdżownic, pierścieniowatych odwłoków i falujących form przypominających jamochłony zdaje się wyłaniać z materialności pigmentów. Malarstwo iluzyjnie oddaje ową wilgotność tego świata, jego zadłużenie w wodzie, nieustanne przelewanie się w nim różnorodnych płynów – jest wizualną esencją śliskości i śluzowatości. Materia farb zostaje zatrudniona, by celebrować ów przepych biomorficznych form, a biała płaszczyzna płótna staje się niekiedy tłem do ich inwentaryzacji. Można je wówczas oglądać szczegół po szczególe, studiując ich kształty i – często bezskutecznie – próbować rozwikłać splot naturykultury. Z kolei niektóre z nich – zarówno na obrazach, jak i w trójwymiarowych obiektach – przypominają stroiki i dekoracje stołów, kupowane w kwiaciarniach. Dopiero uważne zobaczenie ich z bliska odsuwa to skojarzenie, ujawniając ich nieprzystawalność do oswojonych kategorii. Przewrotnie nazwałabym autora „Homoimerii” oraz „Sporyszu” Arcimboldem epoki naturykultury – o ile bowiem w dziełach słynnego manierysty pojawiają się same formy znane ze świata natury, o tyle w obrazy Zawickiego wkraczają elementy hybrydalne, a wśród nich plastikowe wytwory przemysłu, które wrastają w przyrodę, bo nigdy nie ulegną biodegradacji.

Ponadto Zawicki eskaluje ową parną atmosferę poprzez użycie niesamowitego światła. Niesamowitego w sensie Freudowskiego pojęcia Unheimlich: wywołuje ono bowiem uczucia niepokoju i strachu przy jednoczesnym epatowaniu obcością oraz cechami zjawiska dobrze znanego. Autor serii „Homoiomerie” oraz „Sporysz” sporo nauczył się bowiem od Caravaggia, by wykreować zupełnie nową – organiczną – odmianę tenebryzmu. Światło ślizga się po wybranych elementach kompozycji, wydobywając ich biomorficzny rys i dodając im tajemniczości. Gra światłocienia bywa ostra, a w wielu zakątkach czai się głęboki mrok, którego obecność dodatkowo pobudza imaginację: to z niego wychylają się hybrydalne organizmy, to w nim zawiązują się i pączkują zarodki wszystkich rzeczy. To właśnie je – tym razem oświetlone równo jak w laboratorium – możemy zobaczyć także na kartach zielnika lub w gablotach jakiegoś gabinetu osobliwości, do którego wprowadza nas Zawicki nie tylko w swoich obrazach, lecz także w przestrzeni Galerii Sztuki Wozownia w Toruniu. Dodałabym, że tytułowy sporysz to jednak nie tylko przetrwalnik pasożytniczego grzyba, lecz również źródło substancji halucynogennych…

Twórczość artysty – zbieracza i kreatora naturokulturowych hybryd – bierze się jednak nie tylko z obserwacji rzeczywistości i jego imaginacji, lecz również, nieistotne intencjonalnie czy nieintencjonalnie, z obszaru kultury. Zarówno, „Homoiomerie”, jak i „Sporysz”, porównałabym bowiem z ilustracjami w publikacji Ernsta Haeckela: „W dziedzinie sztuki olbrzymią rolę odegrała jego publikacja z 1904 roku Kunstformen der Natur. Zebrał w niej 100 plansz litograficznych nad którymi pracował od 1899 roku. Tworzyły one wzornik motywów i źródło inspiracji ciesząc się olbrzymim powodzeniem w kręgach artystycznych. Litografie barwne pełne dekoracyjnego wyrazu i symetrycznej elegancji przedstawiały formy skorupiaków, rozgwiazd, koralowców, dziwnych owadów, wodnego planktonu i powiększonych mikroorganizmów. Był to fragment (…) usystematyzowanych (…) na ponad tysiącu kartonach opisów i obrazów żywych organizmów przede wszystkim fluoroscencyjnych promienic, wielokomórkowych gąbek, galaretowatych meduz i polipowatych rurkopławów. Ich tajemniczość bądź malowniczość tworzyła pierwszy nowoczesny słownik form biomorficznych.”⁸ Najbliższe litografiom z publikacji Haeckela są te obrazy Zawickiego, w których zachowuje on symetryczną elegancję, układając odseparowane od siebie obiekty na białym tle – jakby przygotowane do naukowego opisu i inwentaryzacji. W pozostałych płótnach autor „Homoiomerii” i „Sporyszu” porzuca jednak ową elegancję na rzecz rozbuchanej biomorficzności, nierozwiązywalnych czy akrobatycznych wręcz splotów organicznych kształtów, wypustek, śliskich pępowin świata i ekspansywnych pędów, wijących się także niekiedy wokół odpadów cywilizacyjnych. W sferze malarstwa odbywa się zatem nieledwie alchemiczny spektakl wyłaniania się materii i bytu.

Marta Smolińska.


  1. Isabel Wünsche, Lebendige Formen und bewegte Linien: Organische Abstraktionen in der Kunst der klassischen Moderne, w: Abstract Art Now. Floating Form, hrsg. von Ulrike Lehmann, Bielefeld 2006, s. 18.
  2. In the Great Studio of NatureBiomorph! Hans Arp im Dialog mit aktuellen Künstlerpositionen, hrsg. von Oliver Kornhoff, Köln 2011.
  3. Pojęcie naturakultura za: Donna Haraway, How Like a Leaf. An Interview with Thyrza Nichols Goodeve, Routledge 2000, s. 105.
  4. Monika Bakke, Bio-transfiguracje. Sztuka i estetyka posthumanizmu, Poznań 2010, s. 60.
  5. Olga Tokarczuk, Prawiek i inne czasy, Kraków 2005, s. 188.
  6. Ibidem.
  7. Michael Podro, Vom Erkennen in der Malerei, aus dem Englischen von Heinz Jatho, München 2002, s. 160.
  8. Andrzej Turowski, Metafora biologiczna w sztuce XX wieku (między biomechaniką a biomorfizmem), maszynopis, 2016, s. 1-2. Dzięki uprzejmości Autora

Marta Smolińska, Śliskie pępowiny świata: „Homoiomerie” i „Sporysz” Marcina Zawickiego. w katalogu wystawy Marcin Zawicki. Zarodki, Galeria Sztuki Wozownia, Toruń, 2016