Trufla z Savoyu – Collector’s Items Marcina Zawickiego

For adults only
Jeżeli Williama Shakespeara uznalibyśmy za Gribojedowa literatury angielskiej a Giacomo Arcimbolda za Jana Svankmajera malarstwa włoskiego, to skoro Sowa była córką piekarza, mędrzec Voltaire umarł bezpotomnie, a histeryk Rousseau zapłodnił tysiące, Fares był ojcem Ezrona, Booz Obeda, a matką jego była Rut, Pierre Restany wymyślił Cesara, a Anette Messager jest duchową córką Evy Hesse… a potem nastały lata 80., które pokazały, że Caravaggio to nic takiego, i nie musimy wierzyć siostrze Wendy Beckett, skoro mamy Kathleen Gilie, a Pablo Picasso, czy Piet Mondrian, to tylko pozycje w historii sztuki, która interesuje niewielu, a Mike Bidlo żyje tu i teraz. Z kolei w dużej części przedstawicieli tzw. sztuki wysokiej zapanowała moda na styl i filozofię rodem z ruchu Shibuya-kei, później przyszło nie-porozumienie ACTA i ono dla pokolenia dzisiejszych trzydziestoparolatków było prawdziwym końcem historii.
Istnieje jednak wciąż i tworzy, liczna grupa artystów, dla których ostatnie stulecie i jego sztuka są wciąż żywym źródłem inspiracji. Wśród nich Marcin Zawicki, który lokuje się w nurcie prowadzącym od Kurta Schwittersa i Josepha Cornella z jednej, a artystami ruchu Nouveau Realisme i Anette Mesager z drugiej strony.Cornella – Niewidzialnego Człowieka, którego widać zawsze i wszędzie, kiedy obserwujemy rozwój nurtu postdadaistycznego w sztuce ostatniego półwiecza. Zaliczę do tej grupy jeszcze Roba Wynne i Mark Diona, są trochę starsi, ale podobnie jak Marcin Zawicki w pewnym momencie postanowili uciec z grona budowniczych klatek dla ptaków i kompilatorów plansz do Muzeum Historii Naturalnej, albo afiszów reklamujący wyroby czekoladowe firmy Mackintosh – Good News. Marcin Zawicki wybrał fuzję konwencji akumulacji w stylu Nouveau Realisme i estetyki późnego Renesansu, oraz wymagającą technikę malarską. Zabawę na serio, która uczyniła z niego spadkobiercę Giuseppe Arcimbolda.

Conception
W kwestii przedstawień warzywno- śmietnikowo-wisceralnych i Niezidentyfikowanych Produktów Jadalnych, jest nierównie sprawny jak kiedyś Till Nowak, bo Salad był przecież obrazem tylko wydrukowanym na płótnie, choć trzeba przyznać wybitnym w nurcie, który posługiwał się tzw. efektem Arcimbolda (tytuł dzieła wielu autorów opublikowanego w roku 1987, kiedy obaj wymienieni twórcy mieli odpowiednio dwa i siedem lat).
Można określić tę twórczość jako rodzaj itinerarium – wychodząc od naśladowania posługuje się wbrew pozorom nie wszystkim, co wpadnie mu w ręce, ale świadomie selekcjonowanym repertuarem istniejącej kultury. Musiał skonstruować swoje miejsce początkowe, punkt wyjścia, i wybór padł na autonomię skomplikowanych struktur, uzgodnione później z rygorem formalnym malarstwa manierystycznego – jego kreacja jest nieodłączna od re-kreacji.
Mogą więc istnieć paralele między manieryzmem, a postmodernizmem. Renesansowa technika, która dała tak owocne rezultaty, pokazała się tu w całej okazałości, ale dziś służy ona innego typu wyobraźni. Podmiotowo-przedmiotowa i zarazem mikro i makrokosmicznej harmonii spełniającej się w idei uniwersalnego dialogu, wypieranego dziś przez konflikt. To nie tylko historyczny etap w ciągu rozwojowym malarstwa – Nowy Hiperrealizm – celowo używa medium lekceważonego przez ortodoksyjnych modernistów. W sposób wręcz perwersyjny – jako figury archaicznej z jednej strony, z drugiej jako środka ewokującego nasz hiperrealny świat, w którym przedmioty i ich przedstawienia bywają często pomieszane. Cicha afektacja postmodernizmu została tu wzmocniona patosem. Ta intensywność jest symptomatyczna dla kulturowej „schizofrenii”, której doświadczamy zwłaszcza w załamaniu naszego poczucia czasu – teraźniejszość fascynuje nas, ale doświadczana jest w poczuciu straty, nierealności. To prowadzi do niemożności wyobrażenia sobie „nierealnej” teraźniejszości, bo świat wokół nas jest częściowo wirtualny.
To przedstawienie, które oparte jest na zasadzie ekwiwalentu między znakiem, a rzeczywistością, bo w świecie symulowanym znak wyprzedza rzeczywistość. Pojawia się wtedy tęsknota za przedstawieniem prawdziwym i tęsknota za sztuką realistyczną w swiecie „schizo” subiektywnym. Artysta ujawnia jednocześnie ważną prawdę o naszej kulturze, pokazuje, jak rządzi nią fałsz, a nostalgia, to fantasmagoria, ironiczna rehabilitacja po stracie wszelkich punktów odniesienia. Obiekty składają się z odrzuconych, gdzie indziej zbędnych elementów – części zabawek, skrawków różnych materiałów, formowanego plastiku, aluzji do fetyszów, na przykład rogów, elementów pamiątkarskich, ale, mimo podobieństw do dzieł kierunku znanego jako „rzeźby ze złomowisk” artysta dodaje do nich kolor, czasem wręcz psychodeliczny day-glo i błysk powierzchni. Podąża drogą mistrzów tworzenia „trudno akceptowalnych obiektów” – Giacomettiego i Bourgeois.
Nieusatysfakcjonowany żadną z form determinizmu, ale świadom faktu naszej podatności na dzialanie sztuki, zwłaszcza tej, której źródeł do kończ nie jesteśmy świadomi oddziela metaforę, którą uważa za prostą korelację między intencją twórcy, a dziełem i tym, co rozumie jako fenomenologiczne istnienie obrazów, bytów, bytów istniejących w przestrzeni między świadomym swych celów artystą, a krytyczną inteligencją odbiorców. Jaskrawe barwy pokrywające plątaninę form podkreślają tę artystyczną wolną amerykankę i niekonwencjonalne poczucie humoru autora. Jak eksponaty z nieistniejącego Muzeum Historii Naturalnej, w którym swiat dinozaurów miesza się ze światem Starych Mistrzów tworząc surrealistyczny klimat. To, co na pozór wydaje się niepoważne, a nawet aroganckie, przy bliższym kontakcie okazuje się dziełem pasji i sumienności czasem akcentowanymi elementami dowcipu. To dowcip, ale nie w znaczeniu zwykłego żartu, tylko umiejętność ujawniania ukrytych podobieństw, coś zabawnego na serio. Malarstwo to odwołuje sie jednocześnie do sztuki i życia. Część użytych elementów łatwo rozpoznać –  mogą to być kończyny dinozaura z dziecinnego pokoju, albo stara solniczka. Ale najlepsze wywołują dreszcz jaki odczuwamy przy zetknięciu z czymś autentycznie surrealistycznym. Elementy sugerujące fragmenty podwodnych raf i pobrzmiewają dalekim echem kształtów roślinnych. Połączenie konkurujących ze sobą form mechanicznych i organicznych może prowadzić do refleksji nad gwałtem na naturze. Stłoczenie form obrazuje konflikt między siłami – twórczą i niszczącą.

It’s only a Peper Moon
Nieustanny „podryw” świata sztuki jest niemożliwy, czego artysta nie zarażony popartowskim nihilizmem ocierającym się często o kicz, świadomie zakorzeniony w tradycji szlachetnego rzemiosła, mimo że wywodzący się z nurtu, który używał do tworzenia sztuki przedmiotów z najbliższego otoczenia i materiałów odpadowych, jak Koons, czy Steinbach, a ogólnie mających swe źródło w Wyposażeniu Sypialni Oldenburga, przywołanego tu jedynie jako równie, jak Marcin Zawicki, przywiązanego do solidnego rzemiosła.
Marcin Zawicki to autor rzeczy, które tracą, gdy są namalowane i takich, które na tym zyskują, rzeczy, które powinne byc duże, a są małe, i odwrotnie, bo na tym zyskują, rzeczy zaskakujących, aroganckich, a jednak godnych uznania.
Arcimboldo ożywiał metafory i alegorie, ale używał przy tym przede wszystkim palindromicznego żartu. Palindrom, niezależnie od kierunku czytania pozostaje prawdziwy – jak ten sześciometrowy obraz bez tytułu.  Nazwijmy go więc za Tuwimem – Muzo raz daj jad za rozum. Natomiast znaczenie palindromu, czytanego odwrotnie nie jest już takie samo. U włoskiego mistrza każda roslina, źdźbło trawy i kwiat są rozpoznawalne z naukowego punktu widzenia, więc to nie żart, a poważna wiedza. Uczeni na wiedeńskim dworze Arcyksięcia Maksymiliana II Habsburga osiągnęli rezultaty o trwałym znaczeniu w identyfikacji i klasyfikacji roślin, których podstawą badań były portrety Arcimbolda. Z prac Marcina Zawickiego producenci słodyczy mogliby czerpać inspirację przy produkcji wspomnianych Niezydentyfikowanych Produktów Spożywczych, zwłaszcza galaretek, o nazwach takich, jak na przykład: Dancing Ballerina, Milk Sea salt Caramel, Dark Demitasse,Turkish Delight, Grand Cru Tanarica, czy Curly Wurly.

Marek Kamieński